Pages

SISLEY PARIS

 
http://kadikbabik.pl/2014/07/sisley-paris.html
KOSMETYKI SISLEY



Tak długo czekałam, żeby w końcu napisać o SISLEY. Dlaczego zwlekałam? To proste, chciałam poznać się z nimi jak najlepiej. Teraz śmiało  mogę powiedzieć jesteśmy na 'TY'.

To trywialnie zabrzmi ale makijaż zaczynam od pielęgnacji. Moja definicja dobrego makijażu to podstawa zawarta w codziennej pielęgnacji. Bazą każdego makijażu jest u mnie krem i w głównej mierze o tym dziś.



PHYTO LIP TWIST Sisley


Kredka do ust w rozmiarze XXL! To wygoda dla kobiet. W jednej kredce zamknięte mamy dosłownie wszystko. Pielęgnację, podkreślenie i wygodę. Mamy do wyboru 6 kolorów. Mój to oczywiście 1 w kolorze NUDE. Bardzo delikatnie podkreśla usta, nadaje im bardzo naturalny odcień. Do tego połyskujące drobinki optycznie powiększają nasze usta. Kredka bardzo dobrze nawilża i łatwo pozwala rozprowadzić się na ustach. Nawilżenie zawdzięczamy tutaj 2 roślinnym składnikom: fitoskwalanowi pozyskiwanemu z oliwy z oliwek i wyciągu z żywicy balsamowca.  Dzięki temu transparentny kolor bardzo długo możemy obserwować na naszych ustach.

Obrotowy pierścień ułatwia nam używanie, ponieważ kredka SISLEY nie wymaga temperowania. A u mnie temperówka zawsze ma inne miejsce zamieszkania co by utrudniało mi użytkowanie. Jeśli chodzi o zapach to praktycznie go nie wyczuwam, to plus bo kredka nie kusi nas do zjadania jej z ust i dłużej możemy cieszyć się efektem podkreślenia.






SISLEYOUTH, 

''Praca, rozrywki, wieczorne wyjścia, energia…
Wszystko w napięciu, w pędzie,
rytm życia osiąga swoje apogeum!''


Czytając to zastanawiałam się czy mają na myśli właśnie mnie? Bo nie ukrywam, tak się poczułam. Na głowie mamy wszystko, dom, pracę, zwierzaki i sąsiadów. To wszystko nawet jeśli cieszy to potrafi zmęczyć. Pierwsze zmarszczki pojawiają się między 25-30 rokiem życia. Ja mam już owe mimiczne i walczę z tym. Na ratunek przychodzi lekki krem do twarzy opóźniający oznaki zmęczenia z ekstraktem z groszku, który chroni dojrzałe komórki macierzyste, do tego wyciąg z ziaren gryki, ekstrakt peptydowy z soi i zastrzyk witaminy E. Wszystko zamknięte we flakonie z pompką o pojemności 40ml. Tak niewiele myśląc, wystarcza na tak długo. Prawie 6 miesięcy spędziłam z kremem SISLEYOUTH, bardzo lekkim, pachnącym cytrusem i lawendą. Każdego dnia wyciskałam na nadgarstek dwie pompki kremu i wsmarowywałam przed makijażem.

NAWILŻENIE to jego atut, z racji, że uwielbiam lekkie, dość płynne kremy, które na dodatek szybko się wchłaniają i nawilżają przez cały dzień, to tu SISLEYOUTH zdał egzamin na 6! Masa składników odpowiadających za nawilżenie, dba o naszą skórę od rana do wieczora. Bez wysuszonych miejsc, bez dyskomfortu o przesuszoną skórę. Do tego makijaż nie spływa na nim. A na tym zawsze zależy mi najbardziej.


WYDAJNOŚĆ mnie zaskoczyła. 6 miesięcy razem, każdego dnia. Ja na 40ml to bardzo długo! Dwie pompki śmiało wystarczą do pokrycia calutkiej buzi. 


WYGLĄD to bardzo klasyczne, dość minimalistyczne opakowanie. Biały flakon z czarnymi nadrukami + genialny miernik pojemności, który niestety pnie się ku górze. Poniżej już pusty pojemnik. Uwielbiam taki design co zapewne widać, bo kolory są mocno współgrające z moim blogiem.  

DZIAŁANIE i tu najbardziej doceniam go za nawilżenie o jakim już wspominałam. Dla mnie to najważniejsze w ciągu całego dnia, a uwiercie mi z moja kapryśną cerą nie łatwo znaleźć coś takiego. Zauważyłam także, progres jeśli chodzi o ziemisty kolorytu skóry. A miałam z tym duży problem. Jednak przy codziennej pielęgnacji można to zwalczyć. Cera jest promienna i o to chodzi.

Czy polecam? TAK! Zwłaszcza, jeśli chodzi o kremy, które można połączyć z dziennym makijażem.





SISLEY phyto -touche illusion d'ete


''Słońce uwięzione w metalowej puderniczce''

Byłam mocno związana z HOLĄ od bardzo dawna. Szczerze myślałam, że to już związek na zawsze do dnia kiedy w biegu się malowałam, na toaletce leżał bronzer od SISLEY, który przypadkowo poszedł w ruch. Pierwszy, kolejny i tak do dziś. W ciągu pół roku zużyłam tego sporą ilość. Na calutkie szczęście wydajność mile zaskakuje. 

Nie jestem wielkim fanem opalania i nawet jeśli w tym roku chciałam uskutecznić romansowanie ze słońcem to pogoda odmawia mi tego zaszczytu. W ten sposób od lat pomagam sobie pudrami brązującymi. Zazwyczaj można mnie zobaczyć w delikatnym makijażu w odcieniach nude, a dzięki bronzerowi skóra staje się złocista jeszcze przed opalaniem. Efekt jest bardzo naturalny, a to ogromna zasługa zaawansowanej technologii marki SISLEY.   






Tak wygląda zużycie po 6 miesiącach. Jeszcze dużo mam do nałożenia :) Także jeszcze opowiem wam, jak ten puder sprawuje się zimą, kiedy to moja skóra jest maksymalnie blada. Bardzo polecam!


To było miłe doświadczenie. Poznałam kawałek świata SISLEY i jest mi niezmiernie miło przyznać, że to ciekawy świat. Oparty na trwałości, skuteczności i niesamowitym designie. Polecam!!!




12 komentarzy:

  1. Dorota23:42

    Tą kredkę też mam i jest moją ulubioną.:)

    OdpowiedzUsuń

Instagram